Ugotowałam 1 szklankę kaszy w ponad 2 szklankach wody,
dodałam szczyptę soli i łyżeczkę oliwy. Gotowałam do miękkości i gdy woda odparowała dolałam nieco mleka
sojowego o smaku waniliowym żeby wzbogacić smak i pozbyć się charakterystycznej
goryczki.
W oddzielnym garnuszku poddusiłam na łyżce wody jabłka
skrojone w małą kostkę ze śliwką suszoną i suszonymi figami. Te owoce wraz z
bananem dodałam do kaszy i całość oblałam solidną łyżką karobu ( melasą z
chleba świętojańskiego). Pomimo braku cukru, posiłek jest bardzo słodki.
Proponuję, dorzucić też siekane migdały i orzechy np. laskowe, jeśli Wasze
dzieci nie mają na nie alergii.
Przyznam się, że do swojej porcji dodałam 3 utarte w
moździerzu ziarenka kardamonu, który jest bardzo aromatyczny i smakuje cytrusami,
cynamonem i egzotyką. Takie urozmaicone
śniadanko jest bardzo sycące, nie czułam głodu do godz. 16, a to zdarza mi się
bardzo rzadko.
Po śniadaniu ,zostało jeszcze sporo kaszy w garnku, którą
postanowiłam wykorzystać na placuszki. Starłam 1 jabłko i marchewkę na dużych
oczkach wymieszałam z 1 łyżką miodu i 1 łyżką oleju lnianego, zmieszałam z
kaszą (prawie całą która pozostała) dodając 1 jajko i 2 łyżki mąki
kukurydzianej. Z otrzymanej masy usmażyłam placuszki i wręczyłam Stasiowi na
drugie śniadanie do przedszkola. Julcia też nie pogardziła placuszkami i zjadła
z cukrem pudrem. W sumie wyszło ok. 15 sztuk. Ale ostrzegam, że dosyć ciężko
się je smaży ponieważ masa jest gęsta i trzeba ją rozpłaszczać.
W garnku pozostała jeszcze resztka kaszy, którą zmiksowałam
blenderem na gładką masę, dodając na wyczucie trochę kakao i cukru pudru. Tak
powstał całkiem dobry krem czekoladowy. Serwowałam go moim pociechom z
powidłami śliwkowymi albo konfiturą porzeczkową. W przyszłości na pewno wykorzystam taką masę
jako krem do ciasta. I obiecuję, że podzielę się z Wami czy warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz